W piątek zadzwonił do mnie Paweł:
- Taśma, nie przeszedłbyś się na "Słoweńskie Warianty"?
Jestem dopiero pół roku po przeszczepie i pomyślałem "nie", ale nie wiedzieć czemu powiedziałem "tak".
W poniedziałek 14 stycznia pogoda była wymarzona, ciepło, niebo bezchmurne, uśmiechnięte słońce, nic tylko się wspinać. Ceprostrada jednak była cała polodzona i dojście z dziabkami w pogotowiu zajęło nam grubo ponad godzinę. Start w drogę przywitał nas oblodzoną ścianką, stanowiska nie szło założyć, a miejsce na pierwszy przelot dosyć wysoko. Schowałem się pod przewieszką przed obstrzałem lodu, dziwnie spokojny, że Paweł nie odpadnie. Gdy usłyszałem trzask zamka w karabinku, odetchnąłem z ulgą. Pokonując ów trawers nie mogłem się nadziwić nad psychą i sprawnością Pawła w takim terenie, ale dopiero później miałem się przekonać, do czego naprawdę jest zdolny.Pierwsze dwa wyciągi zostały odhaczone przez Marko Prezelja (news) i zamienione w jeden długi za VI. Nie przypadł mi do gustu. Wspinaczka odbywa się skośną rampą, a w jednym miejscu trzeba się czołgać w ciasnym kominie, co na drugiego z plecakiem nie należy do przyjemności.
Następny wyciąg o trudnościach VII/VII+ Paweł pokonywał spokojnie, metodycznie, coś tam mamrocząc pod nosem, że przydałby się hak, że trochę krucho i asekuracja do dupy. Stanowisko miałem w dobrym miejscu z boku wyciągu i mogłem spokojnie oglądać całą akcję. W miejscu za VII jest odstrzelona głucho dudniąca płyta, z której trzeba zadać. Trochę psychiczna decyzja. Natomiast w miejscu VII+ kolejno odpadały stopnie spod raków. Po ostrej walce i przedziwnych pozycjach przewieszka z furią została pokonana. Gdy zniknął mi z oczu, po chwili usłyszałem przez łokitoki - Taśma, ale jestem szczęśliwy, mam pierwszy dobry przelot. Później okazało się, że było to stanowisko. Ten wyciąg można scharakteryzować regułką - wspinanie jest trudne wprost proporcjonalnie do łatwości, z jaką się demontuje friendy. Warto także zabrać jeden, dwa haki dla polepszenia stanu ducha. (Pozdrowienia dla Michała) Niestety oczyszczanie rys ze zmrożonego śniegu skutecznie wydłużało i utrudniało wspinanie na tym wyciągu.
Następnie jest krótki, trawkowy trawers pod trudności VIII. Stanowisko z jednej kości i dwóch dziabek w rysie nie napawało optymizmem. Po kilkunastu metrach wspinania dziabka wyskoczyła i pierwszy lot zaczął przeważać szalę. Po kilku próbach i godzinnej walce, bez strat w sprzęcie, Paweł zjechał z jedynki po hakówce, lądując kilka metrów od przewieszonej ściany. Wiedząc, że szanse na ponowne, skuteczne poprowadzenie tego wyciągu są małe, a doznania estetyczne połączone z nabitymi kaczkami, ułatwiło mu podjęcie decyzji o wycofie. Widząc, jak tam wojował, nie oponowałem-:). Problem został ominięty z lewej strony wariantem za V (może V+), wyprowadzając zacięciem, a następnie przez pionowe plantacje kosówki w Wesołą Zabawę. Tam trzema wyciągami bez przelotów wydostaliśmy się na łąkę.
Paweł był wyraźnie zawiedziony i stwierdził potem, że była to porażka. Widząc jego zaangażowanie i walkę poniekąd ma rację. Natomiast ja uważam, że była to poważna zimowa droga o trudnościach M VII+, najtrudniejsza jaką do tej pory robiłem w Tatrach. Wszystkie wyciągi prowadził Paweł Zioło (TriPoint, UAX) z KW Bielsko Biała. Jeszcze raz szczerze gratuluję i dziękuję za wspaniałą przygodę górską.
Podczas powrotu ceprostradą żleby pokonywałem na przednich zębach raków, a niektóre fragmenty na czterech łapach i pierwszy raz w życiu do schronu wkroczyłem oszpecony, w rakach i z dziabą w ręku.
Podsumowując, droga jest niewątpliwie trudna i zasługuje na zaproponowaną wycenę VIII. Naszym zdaniem trudności tej linii są odwrotnie proporcjonalne do jej urody, jeżeli w ogóle można użyć takiego słowa.
Marcin "Krecik" Tasiemski (KW Bielsko Biała) |