Podobnie jak zeszłej zimy, i tym razem zawitaliśmy do Doliny Białej Wody by ostro podziałać na mikstach, lodach i stokach. No ale planować to sobie można było w odległych czasach, gdy zima oznaczała śnieg, mróz i tym podobne :)
Tymczasem pierwszych obozowiczów którzy stawili się w poniedziałek na parkingu pod wejściem w Dolinę przywitało słońce, zielone trawy i wiosenna temperatura. Niosąc narty na plechach (bo na tym polega skituring w tych czasach) i ciągnąc sanie po kamieniach oglądaliśmy okoliczne zbocza wypatrując miejsc potencjalnego działania w najbliższych dniach. Nie wyglądało to za dobrze, a nasze zwątpienie uległo jeszcze spotęgowaniu po dojściu do chaty – okolica zielona, na termometrze 13 stopni!
Nie poddając się, po zrzuceniu dziesiątek kilogramów z pleców, rozeszliśmy się po okolicy na rekonesans, nakręceni niczym poszukiwacze złota, tzn. lodu i śniegu ;) Fakt, że lodospady w dole doliny zniknęły, zaakceptowaliśmy z pokorą ale już brak lodu w górnych partiach doliny oraz przekonaniu się, że Ciężki i Kaczy to wodospady doprowadził do ogólnej konsternacji, którą musieliśmy zdławić wlewając w siebie dużą ilość płynów rozweselających ;)
Mimo niesprzyjających warunków po wtorkowym porannym zliczeniu ludzi okazało się, że na planowane szkolenie ze wspinaczki mikstowej stawiło się aż 19 osób! No ale jak tu robić kurs jak śniegu niewiele, lodu brak, a w koło zielono… Szybkie zebranie i decyzja – działamy mimo wszystko, a plan dostosowujemy do aury. Tym sposobem cały dzień spędziliśmy niedaleko chaty, działając w 3 miejscach – w jednym odbywały się zajęcia z lawinówki, w drugim przerabiana była asekuracja w teorii i praktyce, w ostatnim zaś można było posłuchać o dziabach i rakach i przede wszystkim powspinać się drytoolowo na trzech przygotowanych liniach. To właśnie w tym ostatnim miejscu klubowicze spędzili najwięcej czasu, przekonując się, że nie tylko trudności mogą być przeszkodą ale i warunki panujące pod ścianą :P
Środa minęła nam na zajęciach w terenie – wszyscy podeszliśmy Doliną Rówienek pod ściany Świstowego Szczytu, gdzie po zainstalowaniu kilku wędek można było spróbować typowej wspinaczki mikstowej po różnorodnych formacjach. Pod ścianą zaś można było doskonalić swoje umiejętności w osadzaniu asekuracji, posłuchać o różnych patentach usprawniających działanie oraz udoskonalić swoje umiejętności posługiwania się sprzętem lawinowym.
Osoby nie biorące udziału w szkoleniu też się nie nudziły – Ania z Kasią odbyły wycieczkę skiturową wgłąb Doliny, Dominik z Łukaszem poprowadzili zaś krótką drogę niedaleko miejsca szkoleń, z której kilku spragnionych wrażeń kursantów korzystało jeszcze do zmroku. Wieczorem, niestety już bez kilku osób, które musiał powrócić do cywilizacji, odbyło się podsumowanie kursu i zabawa przy ognisku trwająca do późnych godzin nocnych. Oj działo się :)
Czwartek przywitał nas silnym wiatrem, co po 2-dniowych opadach śniegu jakie miały miejsce, nie wróżyło za dobrze. Spora grupa osób, widząc co się dzieje, postanowiła zejść na dół, w ich miejsce pojawiło się jednak kilka nowych osób docierających do chaty aż do północy. Obozowicze, którzy pozostali na miejscu, postanowili tego dnia albo odpoczywać po intensywnym szkoleniu i imprezie, albo wybrali się na poszukiwanie miejsc umożliwiających działalność. Niestety Andrzej, Szymon i Tomek po dotarciu do Doliny Ciężkiej i widząc zastane warunki oraz schodzące lawiny zeszli pod Próg, po czym przewspinali krótki lodospad i mikst znajdujący się na prawo od Lodospadu Ciężkiego, który ciągle nie nadawał się do przejścia. Wieczorem odwiedzili nas jeszcze ratownicy z HZS, jednak nie na imprezę, lecz by odebrać jednego z kontuzjowanych klubowiczów, Arka, który, jak się później okazało, doznał złamania nogi. Akcja na szczęście przebiegła sprawnie, również dzięki pomocy Jeżyka i Pawła, którzy wsparli ratowników pomocą przy znoszeniu kolegi.
W piątek działo się więcej. Kilka osób wybrało się turystycznie na Polski Grzebień (Mariusz z Tomkiem wyszli jeszcze wyżej, na Małą Wysoką), w ich ślady ruszyła też grupa na turach. Niestety z powodu kiepskich warunków zjazd trzeba było wykonać już spod Stawu Litworowego (Juras i Krzaku) albo spod Zmarzłego (Andrzej i Krzysiek). Na własne oczy mogliśmy przekonać się też, że działalność wspinaczkowa na wyższych ścianach nie jest możliwa (wszystkie depresje pełne mas nawianego śniegu), temu też plany po raz kolejny trzeba było zweryfikować. Jakiekolwiek możliwości dawała jedynie Pusta Straż, toteż tego dnia w jej ścianę weszli Dominik z Łukaszem (wycof z drogi Doublis-Skłodowski) oraz Kućka z Jeżykiem (żleb na lewo od Zimnej Prehadzki). Drugi zespół wykazał się dużą determinacją, drogę udało się skończyć późnym wieczorem, na dodatek pomimo braku możliwości zejścia do Ciężkiej (bardzo lawiniasto), musieli jeszcze wykonać zjazdy do podstawy ściany. Reszta obozowiczów dopingowała ich zaś przez radio z ciepłej chaty :)
Sobota to wreszcie piękna pogoda, dlatego 12 pozostałych na obozie osób postanowiło spędzić ją aktywnie. Andrzej z Krzyśkiem po ocenieniu, że Lodospad Spadowy jest zasypany i nie nadaje się do przejścia, złoili Lodospad Ciężki, mimo, iż nie do końca był jeszcze gotowy na dziabanie. Juras z Krzakiem znaleźli wreszcie dobre warunki skiturowe w Rówienkach, reszta towarzystwa wybrała się zaś na długą wycieczkę zdobywając Młynarza. Wieczorem, w komplecie, urządziliśmy jeszcze ognisko wieńczące obóz, które nie trwało już jednak tak długo jak to środowe...
Niedziela niestety przywitała nas dodatnią temperaturą i deszczem, toteż wszyscy ze smutkiem zarządziliśmy odwrót do cywilizacji. Chata została wysprzątana i zamknięta, z jej ścian oraz z drzewa przy szlaku zniknęły banerki klubowe, i tak tegoroczny obóz zimowy dobiegł końca.
W obozie udział wzięły 34 osoby i mimo, że z powodu warunków o jakichkolwiek ciekawych wspinaczkach, podobnie jak o satysfakcjonujących zjazdach na turach, można było zapomnieć, nikt się nie nudził i udało się stworzyć świetną atmosferę, co jest największym sukcesem zakończonego wydarzenia.
Do zobaczenia na kolejnych obozach!
|