To nie było zaplanowane i przemyślane ze szczegółami wyjście w Góry. Pomysł na Vaganski Vrh zrodził się po paru monotonnych, Starigradzkich dniach plażingowego wypoczynku. Ciągle palące słońce nie zbyt nastrajało do wspinania w przepięknej dolinie Pakleniaca, a moje sumienie nie pozwalało na ciąganie moich Pań by spędzały ten gorący czas pod rozgrzaną ścianą.
Po przeczytaniu pierwszej relacji naszego rodaka wybrałem cel a ze względu na to że czułem że mam naładowane akumulatory wybrałem najwyższy szczyt pasma górskiego VELBIT co i tak wydawało mi się niezbyt ambitnym celem tylko jedno zdanie mnie trochę zastanawiało w całej relacji „ Vaganski Vrh ma niespełna 1754 m n.p.m. ale jeśli wziąć pod uwagę że startuje się z poziomu morza to nie lada wyczyn to tak jak by iść na Rysy z Zakopanego i z powrotem „ Wiedziałem, że muszę zabrać mnóstwo wody. Jednak nie było to problemem, bo poza płynem, suchym prowiantem, czołówką i kremem z filtrem przy takiej pogodzie nie muszę
zabierać nic .
Wstając o piątej wywołałem lekkie zamieszanie bo kto tak wcześnie wstaje na wakacjach, ale nie zrażony pomrukami dezaprobaty pognałem w ciszy wraz z miłym chłodem poranka do wąwozu Paklenicy. Całą dolinę przeszedłem niezdarnie co raz potykając się chcąc jak najwięcej pochłonąć wzrokiem. Spotkałem po drodze dwa osiołki na grzbietach których odbywała się całe zaopatrzenie schronisk na końcu doliny. Paklenica to naprawdę niezwykłe miejsce do wspinania. Można tu wjechać samochodem i być w samym środku wspinaczkowego raju, czyli mieć cały wachlarz możliwości od prostych dróg kursowych po 350 metrowe ściany, drogi na własną i to wszystko oddalone od siebie o dosłownie parę kroków. Co więcej w skale wykuta toaleta i sklepik sprawia że jest wygodnie , wygodnie i jeszcze raz wygodnie. Oczywiście wraz z wygodą pojawia się tu wiele turystów oraz wycieczek szkółek wspinaczkowych wraz z niezliczoną ilością wspinaczy. Jeśli ktoś lubi ciszę i raczej odludne miejsca to nie polecam Paklenicy. Z zadowoleniem powitałem schronisko DOM PAKLENICA i choć nie chciałem się zatrzymywać bo było bardzo wcześnie, to przed wejściem siedziały dwie przyjaźnie wyglądające kobiety co od razu mnie skusiło do rozmowy ze względu na mój słaby Chorwacki dowiedziałem się tylko, że są Chorwatkami, że na Vagaski muszę iść na około, że musze mieć dużo wody, i że Polen OK . (Teraz to już muszę skracać) Przez długi czas było ciepło, ale ku mojemu zaskoczeniu szczyt był dopiero w czwartym rzędzie od morza. Wszedłem w paskudną mgłę, zaczęło nieprzyjemnie wiać i ze słonecznego skwaru nie pozostało nic. Na przełęczy niemal chciało mnie przewrócić i powoli dygocząc z zimna zacząłem myśleć
o powrocie, jednak parłem tylko w przód. Przyszedł czas na małe co nieco więc znalazłem
w miarę osłonięte miejsce i zdjąłem plecak .Po za prowiantem nie miałem nic co mógłbym na siebie założyć posmutniałem, a moje myśli skupiły się na powrocie i porażce . Jednak zaraz
w małej kieszonce odkryłem Nasz Klubowy Banerek. W pierwszej chwili nie zakumałem, ale zimno skłoniło mnie do szalonego pomysłu . Mając banerk i gumkę do okularów założyłem go jak chustkę zakryłem uszy i ku mojemu zdziwieniu było OK. Tak dziwnie wyglądający osiągnąłem szczyt, gdzie dopiero spotkałem trzy osoby. Mieli kurtki, kominiarki i rękawiczki. Widziałem w ich oczach zdziwienie więc szybkie foto (sory za samoje…..) ale musiałem to uwiecznić i pomknąłem szybko w dół. W drodze powrotnej dopiero uświadomiłem sobie odległość i zatrzymałem się dopiero w schronisku susząc spodnie. Okazało się że te miłe dziewczyny które spotkałem rano są Gospodarzami schroniska Paklenica Dom więc zacząłem szlifować mój Chorwacki, co po dołączeniu wysokoenergetycznych płynów okazało się proste. Nie wiem dlaczego ale zostałem ugoszczony zupą i w ogólnie było bardzo sympatycznie. Na sam koniec podarowałem Gaździnom, bo tak je nazwałem, nasz banerek który od razu został przybity siekierą do drzwi w schronisku przy mnóstwie wlepek z całego świata. Jeszcze oczywiście pamiątkowe foto i wracałem w nadmorskie gorąco, choć już dzień miał się ku końcowi.
Jedno jest pewne… nigdy nie zakładajcie, jaka będzie pogoda, a nasz Klubowy banerek uratował moje wyjście i nie służy tylko do fotografowania.
Tomasz Skonecki
|