Kalendarzowa zima zakończyła swoją sezonową kadencję, ale pozostawiła po sobie sporą ilość śniegu, którego pod dostatkiem znaleźć można np. w Tatrach Zachodnich. Sprzyjające warunki do szusowania wykorzystała grupka skiturowców, która wybrała się właśnie w Tatry Zachodnie, a dokładniej do Doliny Raczkowej.
Wśród ekipy śmiałków z KW Bielsko, którzy dzielnie posuwali fokę w kierunku miejsca wypoczynku znalazł się obserwator z zaprzyjaźnionego klubu TSG Młóckarnia, który bacznie przyglądał się całości wyprawy. Pogoda, choć nie do końca klarowna i na ogół markotna nie ostudziła zapału i już pierwszego dnia dwie osoby Tomek z Bartkiem wyruszyły założyć ślad w kierunku Bystrej. W międzyczasie do miejsca biwaku dotarła reszta, czyli Katarzyna, Dominik, Mariusz i Szymek. Mgła oraz wiatr spowodował szybszy niż planowany zjazd z okolic Bystrej i Tomek z Bartkiem meldują się na obiad w szałasie.
Kiedy ekipa w komplecie, rodzą się ciekawe pomysły, których efektem było wybudowanie nieopodal szałasu dość okazałej skoczni. Konkurs skoków niestety nie wyłonił jednoznacznego lidera, gdyż kontrola antydopingowa wykazała obecność wysokoprocentowego roztworu owocowego na bazie łatwopalnej substancji.
Następnego dnia budzimy się w pięknej pogodzie, słońce oraz niebieskie niebo zagrzewa nas do działania. Napełnia nas coraz większa ochota na rychłe wyruszenie na narciarskie łowy. Delektujemy się pięknym widokiem, który dopiero teraz wyłonił się z szarej mgielnej zasłony. Pełni energii szykujemy się do drogi w kierunku Starorobociańskiego, którego stoki czekają na gwałt ostrych krawędzi nart. Ruszamy i zachwycamy się bajkowymi krajobrazami. Z okolicznych ścian słońce wytapia śnieg i uwalnia małe lawinki, które niespodziewanie spadają jak dojrzałe jabłko z drzewa. Realny sen o bajkowym wymiarze kończy się, kiedy w tle widzimy nadciągające chmury, które przynieść mają zapowiadane załamanie pogody. Aby zdążyć wyjść w dobrych warunkach przyśpieszamy kroku i urywamy cenne metry ku górze. Niestety mgła okazuje się szybsza i wygrywa w wyścigu. Dostojnym majestatycznym ruchem swojej szarości ogranicza dostęp do bajkowej scenerii. Postanawiamy zjechać z przełęczy póki widoczność pozwala na odnalezienie śladu i bezpieczny powrót.
Cali i zdrowi docieramy do szałasu. Szybki przepak, dopięcie klamer od plecaka i ruszamy w kierunku pozostawionej kilka dni wcześniej cywilizacji. Przy samochodzie ostatnie ściągnięcie nart, zrzucenie plecaka, uśmiechy, żarty i spojrzenia, w których odczytać można było jedno… szkoda, że to już koniec… cdn…
Dominik
Zdjęcia - Tomek i Katarzyna
|