D.pa po raz czwarty czyli dlaczego przestałem się wspinać na Kościelcu
Zaczęło się niewinnie, jak to na ogół bywa. Jakiś rok temu na treningu, zaraz po powrocie z Mnicha, Damian vel Figiel rzucił do mnie przypadkiem:
-Bartek a może by tak teraz Lobby na Kościelcu?VI.2 w granicie, obite jak jurajskie mydełko, 4 wyciągi, może być fajnie...?
Oczywiście przystałem na ten pomysł.Zaczęliśmy omawiać szczegóły. W tym momencie wtrącił się niejaki Sprężyna znany też niektórym jako GruboRudy vel Kiedyśbyłemchudy:
-Pieczara, Figiel! Nie zrobicie tej drogi! Zobaczycie, rzucam na Was klątwę!Nie zrobicieeeeeeee!
Nie przejęliśmy się nim, no bo nie czarujmy się - prawdziwy wspinacz nie słucha gościa, którego waga przekracza normy dla których testowane są nowe liny, do tego rudego...
Pojechaliśmy. Pobódka o 3 w nocy, 2 godziny jazdy (kto jeździł w Damianem wie o co chodzi), rondo w Kuźnicach, ubieramy nasze leciutkie plecaczki i radośnie truchtamy sobie do góry. Po 3 godzinnym spacerku, jakże przyjemnym, stajemy pod zachodnią Kościelca.Niestety w tym momencie inny zespół właśnie startuje w naszą drogę... cóż, mogliśmy jednak wstać pół h wcześniej. W takim wypadku idziemy na "perełkę rejonu" - Drogę Gnojka, pominę opis, żeby nie psuć komuś potencjalnego OS na tym pięknym, litym klasyku kończącym się na samym topie Kościelca, gdzie można poczuć się jak prawdziwa gwiazda, gdy tłum turystów wyciąga telefony, robi foty, błyskają flesze, a małe dziecko drze się - mamaaaa paatrz, aaalpinistaaa.Gdy kończymy jest już za późno na Lobby.
Kolejny raz Kuźnice. Tym razem nie chce nam się dymać z buta i - za radą Rumianka - stajemy w słynnej kolejce do kolejki. I znów okazuje się, że mogliśmy wstać pół h wcześniej, bo kolejka jest już pokaźna...
3 godziny i 2 okocimy mocne później wsiadamy do wagonika. Spacerek z Kasprowego w dół i już jesteśmy pod drogą. Trochę mokrą niestety, ale się wbijamy.Figiel robi pierwszy wyciąg, ja drugi. I na tym koniec bo trzeci i czwarty jest totalnie zalany. Zjeżdzamy i radośnie dymamy do Kuźnic. Powoli, bardzo nieśmiało w mojej głowie kiełkuje myśl, że może "ruda klątwa" działa, ale staram się wyprzeć te zabobony - to przecież góry i trzeba się liczyć z takimi sytuacjami.
Do trzech razy sztuka.Tym razem musi się udać! Zrobiliśmy się wygodni i znów korzystamy z kolejki. Wyjeżdzamy.Na górze mgła jak cholera do tego cały czas kropi, niby nie za dużo, ale k...a pada!!!
Nie tak miało być. Jak już jesteśmy na górze to postanawiamy chociaż zrobić turystycznie Świnicę, puszcza on sightem, chociaż tyle...prawdziwi zwycięzcy!Delektując się magią kopuły szczytowej jemy batonika. Nagle na szczyt wychodzi jakaś parka asekurujac się lonżami wpiętymi w łańcuchy. Stają na szczycie i gośc podniesionym głosem pyta wszystkich będących akurat na wierzchołku:
-przepraszam, czy ktoś z Państwa wie gdzie startuje płyta Leporowskiego?
Ludzie patrzą na niego jak na idiotę, postanawiamy nawiązać kontakt.Rozmowa wygląda mniej więcej tak:
-tu masz wierzchołek Świnicy więc na pewno nie tutaj.
-taaak, bo to gdzieś przy Kościelcu startuje, tyle, wiesz, to jest droga wspinaczkowa, bo my się wspinamy.
-a jakie to ma trudności?
-no IV, żebyś sobie wyobraził jakie to są trudności to to tak jakbyś szedł na Kościelec szlakiem i ...
-spoko, wiemy jakie to trudności, też się wspinamy.
-o fajnie. A skąd jesteście? Bo my z Krakowa, nie wiem czy wiecie, ale mamy skałki pod Krakowem?
-naprawdę!no bez jaj!
-no naprawdę. Musicie koniecznie odwiedzić.
-wybierzemy się na pewno.
-musicie też koniecznie zrobić lewe żeberko na granatach.Świetna droga, ostatnio robiliśmy.
-a ile to ma wyciągów?
-no niby 4, ale zrobiliśmy na 7 bo tak było szybciej...
Kończymy batoniki jak i rozmowę z uroczymi taternikami i przez Zawrat schodzimy na Halę.
Mija rok. Nowy sezon, nowe możliwości. Figiel dzwoni i mówi, że w tatrach od 2 dni jest lampa, zero opadów i że jutro ma być tak samo. Szybka piłka - bierzemy z dnia na dzień urlop i jedziemy. Postanawiamy iść na Filar Staszla na Granatach, ale w Murowańcu okazuję się, że w nocy była totalna zlewa, do tego po południu mają być burze. Hmm, to może Lobby w takim wypadku? Jakby co to 1, 2 zjazdy i jesteśmy na glebie więc to dobry pomysł na chwiejną pogodę.
Podchodzimy i - o dziwo - jest mokro. A w zasadzie nie mokro, tylko po drodze płynie wodospad.Z kolei po policzkach Figla płyną niemalże łzy, który "lekko" przeklinając wypowiada się przez bite 15 minut co sądzi o wspinaniu w górach i że on już nie przyjedzie na tą drogę. Mi znów przypomina się klątwa Sprężyny, ale powtarzam sobie w duchu, że jestem piewcą racjonalizmu i że Kartezjusz przewracałby się w grobie wiedząc co zaczyna mi chodzić po głowie.
-Damian spróbuję - mówię - jak już tu jesteśmy, może przeschnie, może wyżej jest lepiej (widzę, że nie jest, Damian też , ale obaj udajemy, że nie widzimy).
Figiel bez entuzjamu odpowiada, że ok i mnie łapie.Idę, a w zasadzie dopływam kraulem do trzeciej wpinki, gdzie postanawiam się wynurzyć, żeby zaczerpnąć oddech. Nie ma sensu iść dalej bo nie zabrałem okularków do pływania ani czepka. Przewiązując się odrzucam prymat rozumu i uświadamiam sobie, że uwierzyłem w klątwę, ba, mam nawet odwagę, żeby stanąć przed Sprężyną i mu to wyznać.W drodze powrotnej zahaczamy o Jaroniec, żeby chociaż trochę zbułować kaczki a nie nogi i solidarnie razem postanawiamy, że na Kościelcu nasze stopy już nie postaną.
pogromcy tatrzańskich ścian
Bartek "Pieczara" & Damian "Figiel"
|