Biegacze uczcili pamięć Hajzera.
Ponad tysiąc osób wzięło udział nocnym biegu po chorzowskim Parku Śląskim na dystansie siedmiu kilometrów. Uczestnicy zawodów uczcili pamięć himalaisty Artura Hajzera, który zginął tragicznie dokładnie miesiąc wcześniej w Karakorum.
Dystans wybrany został nieprzypadkowo. Miał przypomnieć, ile ośmiotysięczników zdobył wybitny alpinista.
- Liczyłem, że będzie dużo ludzi, jednak takiej frekwencji się nie spodziewałem. To wskazuje, jaką osobowością był Artur Hajzer. W upale, w czasie wakacji, wieczorem, w środku tygodnia pobiegło ponad tysiąc osób, którzy "skrzyknęli" się mailami i za pośrednictwem Facebooka - powiedział dziennikarz Radia Katowice Marcin Rudzki, pomysłodawca memoriału, który także pokonał trasę.
Sceneria zawodów była niezwykła. W ogromnym, cichym parku otaczającym niedokończony wciąż Stadion Śląski pojawił się tłum biegaczy i prowadzących ich rowerzystów. Wszyscy mieli "czołówki", czyli latarki mocowane na głowie, używane też przez alpinistów. Nie przeszkodziły chmary komarów.
- Myślę, że to najlepsza forma uczczenia pamięci Hajzera. Nie mam nic wspólnego z himalaizmem, ale... to był człowiek spełniający swoje marzenia. Nie udało mu się. My jesteśmy tu, by tę sprawę "pociągnąć" dalej, żeby nie została zapomniana - podkreśliła nauczycielka z Katowic Dorota Żurawska.
Widać było wśród zgromadzonych na starcie "zawodowych" biegaczy, ale też i "amatorów". Nie brakowało pracowników świętochłowickiej firmy, której współwłaścicielem był Hajzer. Przekrój wiekowy był bardzo zróżnicowany. Od dzieci po weteranów.
- Nikt oczywiście nam nie kazał. Po prostu czujemy potrzebę bycia tu dzisiaj. Mąż pracuje w tym przedsiębiorstwie, biegniemy z dziećmi (10 i 13 lat). To po prostu naturalne - stwierdziła pani Anna z Łazisk Górnych.
Choć prowadzący imprezę ultramaratończyk August Jakubik podkreślał, że nie będzie pomiaru czasu ani klasyfikacji, to pierwsi zawodnicy pojawili się na mecie po niespełna 20 minutach i szybkim finiszu. Wszystkich witały oklaski kibiców.
- Zapisaliśmy w ciągu dwóch godzin ponad tysiąc ludzi. To rekord świata. Jesteście wielcy, że tu przyszliście. Oddali hołd Arturowi nie tylko ludzie gór - powiedział Jakubik.
Związany ze Śląskiem 51-letni Hajzer zginął 7 lipca, kiedy wspólnie z Marcinem Kaczkanem schodził do obozu II po nieudanym ataku na wierzchołek Gaszerbrumu I (8068 m) w Karakorum. Odpadł od ściany w tzw. kuluarze japońskim i spadł 500 metrów do podstawy. Zgodnie z wolą najbliższej rodziny jego ciało pochowane zostało pod szczytem.
|