The Polish Grzebien Expedition 2008
Gory ucza pokory - tak zwykle komentuje sie gorskie porazki. Najgorsze, ze
bardzo czesto gory nie ucza niczego poza sprawnoscia w znajdywaniu coraz
bardziej debilnych usprawiedliwien dla tych gorskich porazek. Dla partnera na
linie, dla rodziny a nawet dla siebie.
Wyprawe na Gerlach planowalismy juz kilka lat. Dla mnie to trzecie juz
podejscie liczac tylko te, kiedy w ogole udalo sie podjechac w jego okolice.
No ale jeszcze nigdy nie atakowalismy go z lina i kupa zelastwa. Wiec tym
razem wszystko mialo byc jak nalezy. I w zasadzie szlo super az do kilku
godzin przed wyjazdem. Najpierw okazalo sie ze lina zamowiona na allegro
jednak nie dojdzie - blad po naszej stronie. Potem okazalo sie, ze klub w
czwartek nie jest czynny - nie ma skad pozyczyc kaskow i kosci - drugi taki
sam blad. Potem nie udalo sie dotrzymac umowionej godziny wyjazdu i w efekcie
zapomnielismy mapy, a co jeszcze gorsze nieocenionego WHP z opisem wymarzonej
drogi Martina. Dalej bylo juz tylko gorzej: starego statyka okazalo sie byc
zaledwie 25m - (o tym, ze kilka razy holowalem nia rozne auta wolalem kumplom
nie mowic). Pare kilometrow od wyjscia z Lysej okazalo sie ze osemka do
asekuracji i zjazdu zostala w aucie. Pobudka w Taborisku zamiast o czwartej
skonczyla sie o piatej a planowana 1 godzina dojscia na Polski Grzebien z
powodu rozmoczonej brei sniegowej zamienila sie w 5!.
Prawdziwie jednak momentem kulminacyjnym wyprawy byl wybuch entuzjazmu i w
ogole caly bukiet pozytywnych emocji bedac na poczatku drogi rozpoczynajacej
sie wlasnie na przeleczy. Nie wchodzac w szczegoly opisu WHP, ktory najdrozsze
zonki doslaly MMS-ami, stwierdzono z prawdziwa gorska pasja: "Nie no na
Gerlacha to dzisiaj nie ma szans", "Nie da rady", "Nie ma
sensu" wreszcie "Eeeeeee". Jedynym wyjsciem z kłopotliwej i w
sumie krepujacej sytuacji wienczacej kilkugodzinna walke z podejsciem, byla
zmiana ostatecznego celu wyprawy na Grzebien zamiast Gerlach. W sumie też na
"G", nie byle "g", a grzebien jak sie go dobrze ustawi, to
podobny jest do korony - wiec do Króla Tatr o włos(y) zaledwie. Na cale
szczescie po jakims czasie zrobila sie typowa dupowa: taka z mgla, ulewa, i
wiatrem co przewraca - przynajmniej aura zaczela sprzyjac naszym wyczynom.
No wiec oficjalny wycof. I podsumowanie. Bez najmniejszego zajakniecia moglbym
wymienic z 10 przyczyn tego, ze nawet nie sprobowalismy Wielickiego, czy
Litworowego. Prawdziwe, zwiazane z doswiadczniem, umiejetnosciami i motywacja
do walki spokojnie moglyby zostac zatuszowane. Najbardziej znamienne jest
jednak to, ze zaden z nas nie jest, ani szybko nie bedzie nawet troche blizej
przejscia tej drogi. Paradoksalnie to dopiero bedac tak blisko tej grani
okazalo sie jak jeszcze do niej daleko. Ale chyba po prostu jest tak, ze
jezeli raz na pol roku ma sie troche czasu zeby polazic po gorkach czy
skalkach to nie ma sensu probowac sie z drogami typu STATIC NO-TOOL SOLO OS.
~milko |