Chironico 2008
Jakoś tak się złożyło, że od paru lat każdej wiosny trafiamy do Szwajcarii. Tym razem zafundowaliśmy sobie pełen komfort. Duża ekipa, dwa samochody i domek w pięknym, ustronnym miejscu.
Druga w nocy - okolice Salzburga. Jerry kłania się kierownicy i wyrzuca z siebie wyrazy powszechnie uznawane za obraźliwe. Bardzo obraźliwe. Chwilę póżniej pchamy japońską, niezawodną markę krętym zjazdem w kierunku miejscowości na literę M. Perspektywę wypicia porannej kawy, na tarasie naszego kamiennego domku w Chironico rozmywa padający deszcz. Chyba nadszedł czas na żarty. Czwarta w nocy, mkniemy zaawansowaną technicznie, pomarańczową lawetą do miasta Mozarta. Diagnoza brzmi sprzęgło, a koszt naprawy szacowany jest wstępnie na 800 Euro. Dla Jerrego to dużo, ale jeszcze nie wie , jak może zmienić się znaczenie wyrazu dużo w przeciągu kilkudziesięciu godzin. Piter rozpoczyna kursy na trasie Saltzburg-Chironico. Trzy razy po 600 km, zmiany za wolantem, nocne krajobrazy i myśli. Jak to ludzie kochają ludzi, zwierzęta, rośliny, nawet kamienie. Jak to uczucie skłania ich do wybierania różnych dróg, które z perspektywy racjonalności wydają się być niewłaściwie kręte, wręcz ślepe. Jak wszystkie z nich cechuje jednak jedno - cel. Budzę się z głową przy szybie, samochód atakuje kolejną serpentynę. W dole błyskają światła uśpionego miasteczka, za chwilę ostatnia część ekipy bezpiecznie wyląduje w przytulnym domku.
Znów wzeszło słońce. Przez przeszklone drzwi widać wysokie, ośnieżone szczyty. Z podobnych jedenaście tysięcy lat temu odrywały się granitowe bloki, by spocząć na dnie doliny Leventina. Dopieszczane erozją przez lata czekały na swoje odkrycie. Początki bulderingu w Chironico sięgają wczesnych lat 80, a pierwszym bulderowcem był niejaki Richi Signer. Później miejsce to popadło w chwilowe zapomnienie, by odżyć na dobre w połowie lat 90. Obecnie jest tu około 1300 bulderów, rozlokowanych w 27 sektorach, a nazwiska Nicole, Graham czy Zangler są chyba najlepszą rekomendacją dla tego miejsca. Nie pozostaje nam nic innego jak podnieść się z wygodnej kanapy i na własnej skórze wypróbować miejscowy granit. Jeszcze tylko szybki telefon do mechanika Guntera. Ja, ja Strzałka płynnie szwargocze po niemiecku. Jerry miałeś w aucie cos takiego jak koło dwu masowe? No to bez niego też się nie da jechać. Jerry masz 2100 euro…!!!
Reasumując wyjazd zaliczamy do kategorii udany z przygodami. Piter według wskazań licznika był na południu Hiszpanii, Jerry według wskazań bankomatu nie wiem gdzie był…, a wszyscy powspinaliśmy się pięknie na jednych z najlepszych kamieni w Szwajcarii. Odnieśliśmy wrażenie iż skała w Chironico jest bardziej przyjazna dla skóry niż w Cresciano czy Magic, a wśród chwytów dominują krawądki. Nie znaczy to jednak , że brakuje oblaków, lub innych ciekawostek chwytowych typu nic na pioniku. Formacje do wyboru od połogu, przez różnego rodzaju przewieszenia do dachu. Najlepszy czas na wspinanie to wiosna i jesień, a bardzo dobry przewodnik po rejonie można nabyć w Biasce.
Galeria z wyjazdu pod adresem:
http://www.tripoint-holds.com/index.php?aboutus&id_dzialu=18&555669 |