English Polski
Polski English
Strona głównaWięcej o KWDołącz do nasKsięga przejśćPakerniaKontakt


Działalonść
Kazbek, Kaukaz, 5033 m. n.p.m. – lato 2013
Kazbek, Kaukaz, 5033 m. n.p.m. – lato 2013
Uczestnicy:
Agnieszka Adamczyk
Agnieszka Ciepły – AZS UŚ
Michał Ciepły – AZS UŚ
Krzysiek Góral
Tomasz Kliza – KTJ SBB
Malkolm Maćkowiak – AZS UŚ, autor zdjęć
 
Krótko o naszym celu:
Kazbek położony jest na Kaukazie. Jest to wygasły wulkan. Przez jego szczyt przebiega granica rosyjsko-gruzińska. Jego wysokość szacowana jest na 5033 metrów n.p.m. Trudności najprostszej drogi na szczyt to PD (peu difficile - średnio trudno) w skali alpejskiej.
25 czerwiec (wtorek) – 26 czerwiec (środa)
O godzinie 16.00 czasu polskiego ja i Tomek wylatujemy z lotniska Okęcie w kierunku Monachium (Niemcy). Tam czekamy na przesiadkę. Po kilku godzinach kolejnym samolotem dostajemy się na lotnisko w stolicy Gruzji. Jest czwarta rano. Czas w Warszawie i w Tbilisi różni się, gdyż przekroczyliśmy dwie strefy czasowe. Na lotnisku panuje chaos. Oprócz rodzin i osób trzymających tabliczki z nazwiskami przyjezdnych na podróżujących czeka mnóstwo taksówkarzy chcących złapać chętnych na kurs do centrum. Tomek negocjuje cenę. Za 20 lari (ok. 40 zł.) dostajemy się na dworzec Didube, skąd odchodzą Marszrutki do Kazbegi. Znajduje się on kilkadziesiąt kilometrów od lotniska, więc cena za przewóz taksówką (i to w porze nocnej!) nie wydaje nam się wygórowana.
Dworzec Didube robi smętne wrażenie w godzinach wczesnoporannych. Jest brudno, pusto, nieprzyjaźnie. W pobliżu znajduje się stacja metra, które jeszcze nie kursuje. Po placu nieczynnego targowiska snują się wyglądające na bezpańskie psy. Pierwsza marszrutka odchodzi dopiero za kilka godzin, więc czekamy cierpliwie. W pewnym momencie podchodzi do nas mężczyzna. Pyta o cel podróży. Proponuje podwiezienie do Kazbegi za cenę marszrutki (10 lari), jeżeli uda się mu znaleźć jeszcze dwie osoby. Zgadzamy się. Już po chwili siedzimy w jego samochodzie. Tajemniczy mężczyzna znika i pojawia się – po dosłownie kilku minutach – z kolejną parą podróżnych. Razem z nami jadą Słowak oraz Szwajcar. Rozmawiamy po angielsku o naszych planach. Oni również wybierają się na szczyt.
Miejscowość do której zmierzamy oddalona jest od Tbilisi o 150 kilometrów. Aby się tam dostać musimy przejechać Gruzińską Drogą Wojenną. Droga ta nie jest pokryta asfaltem i wiedzie licznymi tunelami. Trwają na niej prace mające polepszyć stan jej nawierzchni. Kiedyś prowadziła ona do granicy gruzińsko-rosyjskiej, ale obecnie – ze względów politycznych - kończy się kilka kilometrów za Kazbegi.
Docieramy na miejsce. Rozglądamy się wokół siebie. Z jednej strony miejscowości widzimy górski grzbiet z wystającymi wierzchołkami trzy- i czterotysięczników. Potem nic, nic, nic… i nagle: jest! On! Kazbek – nasz cel. Jego masyw jest ogromny. Widzimy w oddali jego wierzchołek. Wydaje się on nam w tym momencie zupełnie niedostępny i nieco nierzeczywisty. Pot leje nam się z czoła z powodu upałów, a tymczasem on pokryty jest wielką, śnieżną czapą.
Po niedługim czasie docieramy do wznoszącego się nad Kazbegi Monasteru. Tutaj biwakują w oczekiwaniu na nas Agnieszka, Michał, Krzysiek oraz Malkolm. Wokół ich namiotów krążą konie. Pasą się tutaj same. W pobliskich dolinkach jest ich więcej. Są przyjazne. Chętnie podstawiają do głaskania pyski i pałaszują oferowane im smakołyki. Przyjaciele nie spodziewali się nas tak wcześnie. Zależy nam na czasie, więc odpoczywamy chwilę, uzupełniamy zapasy wody i ruszamy w dalszą drogę. Monaster oglądamy tylko z zewnątrz. Trwają tam uroczystości, a my nie jesteśmy ubrani odpowiednio by wziąć w nich udział.
Plecaki są ciężkie i utrudniają nam wędrówkę. Zabraliśmy ze sobą sprzęt biwakowy, zimowe ubrania, czekany, raki, linę, śruby lodowe, jedzenie i leki. Nocujemy tuż pod przełęczą, na wysokości niecałych 3000 m n.p.m. Wody dostarcza nam roztapiający się w słońcu płat śniegu. Ja i Tomek pokonaliśmy dzisiaj ok. 1300 metrów przewyższenia. Zmęczeni wsuwamy się do ciepłych śpiworów i niemal od razu zasypiamy.
 
27 czerwiec (czwartek)
Rano ruszamy w dalszą drogę. Chcemy dotrzeć dziś do Meteostacji na wysokości 3670 m. n.p.m. Po drodze pokonujemy rzekę z rwącym nurtem. Naszym oczom ukazuje się czoło lodowca. Michał i Agnieszka – oboje ukończyli geografię, a Michał robi obecnie doktorat – opowiadają nam w przystępny dla laików sposób o wulkanie, skałach, lawinach, lodowcach i innych otaczających nas cudach natury.
Lodowiec pokonujemy w rakach, ale bez liny. Nie widać żadnych szczelin. Docieramy do Meteostacji. „Base Camp! Jak pod Everestem!” – śmieje się Michał. Rzeczywiście rozbitych jest tu kilkanaście kolorowych namiotów. Większość z nich zamieszkują Polacy, ale są też Hiszpanie, Izraelczycy, Niemcy, Rosjanie… Barwna mieszanka narodowości. Wszyscy przybyli tu w jednym celu: zdobyć Kazbek. Po zadaniu pytania personelowi Meteostacji o przewidywaną pogodę dowiadujemy się, że niestety nie uzyskamy u nich takiej informacji, gdyż… chwilowo nie mają dostępu do internetu :) Zaczynamy odczuwać pierwsze oznaki obniżonego ciśnienia. Objawia się to głównie zmęczeniem nieadekwatnym do wykonywanych czynności. Część ekipy ma w nocy gorączkę.
 
28 czerwiec (piątek)
Dzisiejszy dzień przeznaczamy na aklimatyzację. Wychodzimy kilkaset metrów wyżej. Agnieszka zostaje w namiocie z powodu nieprzespanej nocy. Na szczęście popołudniu odzyskuje siły.
Mamy okazję zaobserwować tutejszy cykl pogodowy: mroźny poranek, palące słońce w południe i popołudniowe burze z opadami. Przez większość czasu chodzimy w okularach przeciwsłonecznych by chronić nasze oczy i używamy kremów z wysokim filtrem by uniknąć oparzeń. Jesteśmy świadkami konsekwencji ich nieużywania: mocno poparzeni i opuchnięci Rosjanie decyduję się na zejście w dół. Próbę zdobycia szczytu muszą odłożyć. Życie przy namiotach toczy się leniwie. Wymieniamy spostrzeżenia i dzielimy się planami z obozującymi w namiotach obok.
 
29 czerwiec (sobota)
Dziś nasz wielki dzień. O godzinie pierwszej w nocy zabieramy spakowany wcześniej sprzęt i ruszamy w górę. Po drodze mijamy umieszczone przy przedeptanym szlaku dwa krzyże: biały i czarny, które ułatwiają nam nawigację. Tuż za drugim krzyżem wiążemy się linami w dwa trzyosobowe zespoły. Prowadzę pierwszy zespół. Staram się czujnie omijać rozszerzające się powoli szczeliny. Razem ze mną związali się Tomek oraz Malkolm. Drugi zespół prowadzi Agnieszka. Za nią idzie Krzysiek. Jako ostatni podąża za nami Michał. I to on – ku naszemu zaskoczeniu - wpada do niewidocznej wcześniej szczeliny. Na szczęście była wystarczająco wąska by się w niej zaklinować. Zaalarmowany Krzysiek pomaga mu wydostać się i możemy kontynuować naszą wędrówkę. Mrok nocy nie pozwolił na zbadanie jak głęboka była szczelina.
Niebo było rozgwieżdżone. Podczas postoju Agnieszka pokazuje nam dobrze widoczne gwiazdozbiory. Jesteśmy sami na lodowcu. Do miejsca w którym aklimatyzowaliśmy się dzień wcześniej poruszamy się szybko i sprawnie. Później wysokość zaczyna dawać nam się we znaki. Na szczęście kończy się na zadyszce i delikatnym bólu głowy, który mija po aspirynie. Przestaliśmy zatrzymywać się na dłuższe, grupowe postoje. Odpoczywamy: początkowo co kilkadziesiąt kroków, potem co kilkanaście, by wreszcie na stromym podejściu na przełęcz odpoczywać już co kilka kroków. Jest zimno, wieje. Jesteśmy po rosyjskiej stronie góry. Wschód słońca daje nam nadzieję na odrobinę ciepła.
Docieramy na przełęcz na wysokości ok. 4900 m. n.p.m. Śnieżna kopuła szczytu jest już doskonale widoczna. Prowadzi na nią strome, śnieżno-lodowe podejście. Na szczęście warunki są dobre, więc asekuracja okazuje się zbędna. O godzinie 8.30 stajemy na szczycie. Radość na twarzach, pamiątkowe zdjęcia, gratulacje, Krzysiek nagrywa krótki filmik. Przez chwilę nie czujemy narastającego podczas podejścia zmęczenia. Niebo jest niemal bezchmurne, widoki zapierają więc dech w piersiach. Patrzymy z góry na otaczające nas czterotysięczniki. Słońce otula je porannymi promieniami. Zaczyna robić się co raz cieplej. Dla każdego z nas był to życiowy rekord wysokości. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak wysoko.
Schodzimy. Ostrożnie wbijamy raki i czekany. Wiemy, że ewentualny upadek może się źle dla nas skończyć. Docieramy na przełęcz. Tutaj spotykamy Polaka wybierającego się na szczyt samotnie. Jego partner nie czuł się wystarczająco dobrze by mu towarzyszyć. Spoglądam jeszcze raz w stronę szczytu. Przypominam sobie o parze, którą spotkaliśmy wczoraj podczas aklimatyzacji. Oboje dotarli na przełęcz. Byli już tak blisko, ale musieli zawrócić, gdyż dziewczyna zaczęła chorować. Na szczęście jej chłopak zareagował szybko i sprowadził ją bezpiecznie na dół. Jestem zadowolona, że żadnemu z nas się to nie przytrafiło.
Część wchodzących na szczyt nocuje nie przy Meteostacji, ale na Plateau. Podczas zejścia dochodzimy do wniosku, że nie byłby to dla nas dobry wybór. W nocy – bardzo zimno. W dzień – za gorąco. A w dodatku trzeba byłoby dotrzeć tu, na wysokość ok. 4400 metrów, z ciężkimi plecakami. Słońce świeciło z każdą minutą co raz mocniej i mocniej. Zdjęcie okularów powodowało, że już po chwili oczy zaczynały piec i łzawić. W południowym słońcu śnieżno-skalne ścianki zaczynają rozmarzać. Spada z nich mnóstwo kamieni i schodzą małe lawinki. Wydeptana ścieżka prowadzi z dala od nich. Docieramy do namiotów około godziny 13.00. Zapada szybka i zgodna decyzja o pozostaniu tu na jeszcze jedną noc.
 
30 czerwiec (niedziela)
Pakujemy swoje rzeczy. Nauczeni doświadczeniami z dni poprzednich staramy się wyjść jak najwcześniej, aby nie znaleźć się na lodowcu w samo południe. Zostawiamy zbędne jedzenie mieszkańcom Meteostacji. Ruszamy w dół. Na dotychczasowej jednolitej powierzchni lodowca pojawiają się pierwsze szczeliny. Udaje się nam je bezpiecznie ominąć. Szybko tracimy wysokość. Popołudniu jesteśmy już na samym dole. Marzymy o prysznicu i wygodnym łóżku. Zamierzaliśmy zatrzymać się w Kazbegi, ale Tomkowi udaje się załatwić transport do Tbilisi, dokąd docieramy wieczorem. Na noc zatrzymujemy się Giorgija – Gruzina, którego Krzysiek poznał pierwszego dnia pobytu.
 
1 lipiec – 4 lipiec (poniedziałek – czwartek)
Ostatnie dni naszego pobytu spędziliśmy w Tbilisi. Stolica Gruzji pełna jest kontrastów. Po tej samej stronie ulicy, tuż obok siebie stoją okazały pałac prezydencki oraz stare budynki mieszkalne z połatanymi dachami i rozbitymi szybami. Nowoczesna architektura przeplata się z zabytkami. Przeszklone galerie zachodnich sieci stoją naprzeciwko tradycyjnych straganów i sklepików z miejscowymi towarami. W restauracjach zamawiamy gruzińskie dania, które okazują się całkiem smaczne. Kolejką wyjeżdżamy na wznoszące się nad miastem wzgórze, skąd rozciąga się wspaniały widok na całe miasto i okolicę. Znajduje się tu lunapark. Zwiedzamy również ogród botaniczny. Wysoka temperatura daje się nam we znaki i jest bardzo duszno. Gruzińskie lato w pełnej okazałości. W czwartek Giorgij odwozi nas na lotnisko i o 4.00 rano wylatujemy do Polski. Pozostała część ekipy zostaje na jeszcze jeden dzień. Zwiedzają w tym czasie dawną stolicę Gruzji – miasto Mccheta, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
 
Agnieszka A.
<< powrót








Wyszukiwarka
Szukaj:  



Działalność
Obóz letni Tatry 2019 - relacjaObóz letni Tatry 2019 - relacja
Sukcesy młodych wspinaczySukcesy młodych wspinaczy
Kwietniowy Kurs WspinaczkowyKwietniowy Kurs Wspinaczkowy
Obóz zimowy Tatry 2019 - relacjaObóz zimowy Tatry 2019 - relacja
Warsztaty ze wspinania zimowego - MokoWarsztaty ze wspinania zimowego - Moko
ZAKOŃCZENIE SEZONU LETNIEGO 2018ZAKOŃCZENIE SEZONU LETNIEGO 2018
Beskid Pamir Expedition 2018Beskid Pamir Expedition 2018
Obóz letni Alpy 2018 - relacjaObóz letni Alpy 2018 - relacja
Mutne Bezpieczne Wspinanie - Zdjęcia z otwarciaMutne Bezpieczne Wspinanie - Zdjęcia z otwarcia
Wyjście z Angi i Agatą do Czanego Stawu GąsienicowegoWyjście z Angi i Agatą do Czanego Stawu Gąsienicowego
Obóz letni Tatry 2018 - relacjaObóz letni Tatry 2018 - relacja
Obóz zimowy Tatry 2018 - relacjaObóz zimowy Tatry 2018 - relacja
Świeżaki KW na KończystejŚwieżaki KW na Kończystej
LODOMANIALODOMANIA
Baraniec łupem nowych członków naszego klubuBaraniec łupem nowych członków naszego klubu
 
Strona główna | Więcej o KW | Dołącz do nas | Księga przejść | Pakernia | Kontakt | Zarządzenia Parków | Wyprawy , wyjazdy, relacje | Kursy | Linki | Namiary GPS | ClimbVideo Box | 1 % | KW na Facebooku | Projekt i wykonanie www.redart.pl
Stronę odwiedzano: 3758175 razy