Decyzja wyjazdu pojawiła się w sumie dość niespodziewanie ale, jeśli jest grupa ludzi chcących się pospinać, trochę kaski, samochód i dobra prognoza, to nad czym tu się zastanawiać? I tak też, nie namyślając się długo, wskoczyliśmy do mojego „przechodzonego” fiacika i pognaliśmy czym prędzej do oddalonego o ok. 730km od Bielska rejonu wspinaczkowego o dźwięcznej nazwie Wilder Kaiser. Przeważają tam drogi o charakterze alpejskim: długie wielowyciągówki raczej dobrze obite, z wejściem na szczyt i dość skomplikowanymi zejściami, bardzo przypominajace klasyki z włoskich dolomitów. Ale jest również mnóstwo trudnych sportowych dróg, całkowicie ubezpieczonych, o długości ok. 120 m. Podejście pod ściany ok. 1 godz., spanie na parkingu za darmoszkę a ceny noclegów w schronisku nieopodal też ponoć niewygórowane.
Podczas całego wyjazdu pogoda nam dopisała wiec powspinaliśmy się do bólu. Na pierwszy ogień padł klasyk rejonu czyli droga Kirchlexpress, VI, 750m, ok. 20 wyciągów wiodąca na szczyt Totenkirchl. W kolejnych dniach udało nam się zrobić kilka ponad 100-metrowych dróg o trudnościach od IV do VII+.
Rejon godny polecenia każdemu amatorowi górskich wspinaczek i nie tylko, zwłaszcza że warto tam wyskoczyć nawet na długi weekend.
|