Ze Stanów na Sycylię.
Moim kilkuletnim planem był wyjazd na wspinanie na dłuższy czas w jakimkolwiek kierunku. Moja praca pozwoliła mi na 3 miesięczny wyjazd, który składał się z 2 miesięcznego pobytu w Stanach oraz 1 miesiąca na Sycylii. Inspiracją do wyjazdu do Stanów było wspinanie w rysach, relacje z wyjazdów do Indian Creek i legenda Yosemite, wszechobecne w relacjach wspinaczkowych. Wstępnie zakładałem wyjazd ze znajomym, ale plany ulegają często zmianom i w efekcie końcowym wyjazd odbyłem solo, zakładając przemieszczanie się na stopa.
Szczerze mówiąc nie jestem w stanie i nie mam ochoty opisywać mojego wyjazdu w detalach, wyjazd był zbyt długi, a strona KW wydaje mi się w tej chwili jałowym stepem, zapomnianym przez wspinaczy.
Moim podstawowym środkiem transportu był liniowy autobus Greyhound, który kursuje pomiędzy największymi miastami w Stanach. Całą resztę trasy przebyłem klasycznie okazjami, ze względu na brak transportu publicznego. Stopowanie jest trudniejsze niż w Europie, aczkolwiek możliwe i niezakazane.
Pobyt rozpocząłem w Indian Creek, tam spędziłem 3 tyg, walcząc z rysowymi formacjami. Następnie przemieszczałem się w kierunku Kalifornii zwiedzając wieksze miasta, kilka rejonów sportowych w okolicach Los Angeles, i w efekcie końcowym udałem się do Bischop gdzie spędziłem 2-3 tyg, wspinając się na kamyki w pięknych okolicznościach przyrody.
Powrót ze stanów zsynchronizowałem z wyjazdem na Sycylię, nie spędzając w domu nawet jednej doby. Lot do Rzymu, pociąg do Palermo, autobus do Mondello, przejażdżka z policjantami do Sferacavallo to szlak na camping. Wspinanie z lokalsami, wieczorne życie Palermo, wspaniałe sycylijskie wino, kobiety które „idą do głowy silniej niż tamtejsze wino”, wspólne włoskie obiady, sycylijski luz ocierający się o absurd zmieniły mnie na zawsze. Po miesiącu znałem prawie wszystkich lokalsów, którzy okazali się niezwykle życzliwymi i ciekawymi ludzmi. To będzie moja kolejna pasja – poznawanie ludzi! Powrót z Włoch wzbogaciłem sylwestrem spędzonym w Rzymie.
Podsumowując, jeśli ktoś się zastanawia czy warto jechać gdzieś samotnie to z 300%-wą pewnością podpowiem TAK!!! Jedź, otwórz się na to co zastaniesz, pozbądź się oczekiwań, nie planuj zbyt dokładnie, bądź elastyczny i ciekawy. Zobaczysz co Cię czeka, jazda na całego!
Jako klubowicz KW, starałem się godnie reprezentować klub. Czy się udało - nie wiem, ale najciekawsze przejścia zamieszczę w skrócie poniżej:
Indian Creek (trad)
Supercrack 5.10 OS, Incredible Hand Crack 5.10 OS, Warm-Up Hand Crack 5.10 OS, Generic Crack 5.10- RP, Black Uhuru 5.10+ FL, Fat Cat 5.11- RP
Bischop (boulder)
2 x7c, 1 x7b+, 6-8 7b, kilka 7a+ OS
Sycylia (sport)
Lucifero 8a RP, Beatrice 7c OS, 696 Diavolo in Testacoda 7c FL
Pozdrawiam i życzę udanych tripów!
Maciek |